Autor naszego pierwszego dzieła jest szpiegiem, całkiem niezłym, skoro po latach nawet nie wiemy, kim właściwie był. Wkradł on się do kraju około 1598 roku, zapełnił 224 strony wynikami swojej pracy operacyjnej i zniknął sobie bez wieści. Jego sprawozdanie, napisane po angielsku, pozostało na wieki w rękopisie.
Czemu nas on będzie obchodzić? Cóż, sądzę, że czytelnicy z szerszego świata mogą potrzebować jakiegoś wprowadzenia. Ludzie na miejscu z kolei bardzo się kochali w swojej oryginalności, wyjątkowości i robieniu rzeczy po swojemu. Ale bez obaw, nasz autor był również zagubiony. Mogę mieć nadzieję, że sposób konstrukcji jego relacji i to, na co zwraca uwagę, może nam podpowiedzieć to i owo na temat postrzegania Polski przez cudzoziemca (w ostatnich latach XVI wieku). Postaramy się, częściowo, odtworzyć jego doświadczenia.
Swoją drogą, będziemy zakładać, że to wszystko Peyton. John Peyton. Wydaje się, że takie jest aktualne stanowisko nauki.
Zacząć trzeba od ciekawostek
Peyton otwiera swoją Relation of the State of Polonia (1r-v) małym portretem narodu, w rodzaju zwykle zamieszczanym przez dawnych autorów i podróżników. Zaczyna nawet względnie sympatycznie. Polacy zachowują podobno (fizycznie) dobrą postawę, szlachta ma, jak się można domyślić, zamiłowanie do ceremonii (full of ceremonies). Polska pozostaje tradycyjnie krajem tytułowania się i nazywania wzajemnie panem i panią w trzeciej osobie.
Są także, ciągnie Peyton, wielkimi opojami i żarłokami (greate gourmandes and quaffers). Nie są co prawda tak senni i ciężcy w pijaństwie swojem, jak Holendrowie (not sleepy, nor heavy in theire dronkennesse, as the Dutche), ani tak śmiertelnie poważni w swojej dumie i sporach jak Niemcy.
Dalej dostajemy przesłodki obrazek typowego polskiego bogacza we Włoszech, który rozbija się tam po okolicy, rozrzuca pieniądze, daje się beztrosko oszukiwać i nawet tego nie zauważa. Stąd wielu Włochów ściąga do Polski, gdzie bardzo łatwo odzierają gospodarzy z majątku. Ale teraz, skoro Polacy bywali więcej w obcych państwach dla poszerzania wiedzy o państwach i językach, zaczynają lepiej doglądać sakiewek.
Źródło tego fragmentu to rzeczywiste podróże młodych szlachciców polskich do Włoch, które odbywano zwyczajnie dla uzupełnienia edukacji i poznania nowszych wzorców zachodnich. Warto zauważyć, że chłopcy zwykle podróżowali ze służącym, mieli się przyzwoicie prowadzić i nie wydawać za granicą pieniędzy na głupoty. Być może co się działo w Wenecji, pozostawało w Wenecji.
Poza tym, może nie wiecie, ale polscy mężczyźni i niewiasty (Peyton podkreśla tutaj siłę obojga płci) potrafili łamać palcami metalowe monety. Niestety owa pożyteczna sztuka jest obecnie, w XXI wieku, zatracona.
Punkty widzenia
Są to więc zwyczajne ciekawostki podróżnicze, które powinniśmy traktować luźno, chociaż trochę ujawniają o inklinacjach Polaków i uprzedzeniach Peytona. Jest on protestantem, i bardzo poważnie o tym myśli, przynajmniej w swoich poglądach politycznych. W Polsce w 1598 roku u steru rządu byli głównie katolicy, jakkolwiek było to mniej zauważalne wcześniej. Co najważniejsze, Rzeczpospolita nie usiłowała narzucić swoim obywatelom jednolitej ideologii, języka czy wiary, co nie ówczesnemu lojalnemu poddanemu angielskiemu nie wydawało się najmądrzejsze. Nie zadzieralibyście z królową Elżbietą, ponieważ skończyłoby się to śmiercią lub więzieniem; różne formy opozycji stanowiły kryminał, na czele z wyznaniem katolickim. (By rzec prawdę, papież za specjalnie nie poprawiał sytuacji przez otwarte wzywanie Anglików do buntu).
Ważne, by zrozumieć, że wielu intelektualistów i ludzi uczonych uważało, że autokracja (można mieć nadzieję, że dobrotliwa, ale tak czy inaczej zupełnie nieograniczona) to wspaniała sprawa. Wyraźnie widać, że autor Relacji naczytał się Jeana Bodina i cytuje go prawie na okrągło. Bodin, francuski myśliciel, to nazwisko dobrze znane w teorii polityki, ponieważ jego główne dzieło Sześć ksiąg o rzeczypospolitej (1576; takie rzeczy miałem na myśli mówiąc o luźnej definicji republiki w poprzednim wpisie), zawiera sławną definicję suwerenności: absolutna i wieczna władza jakiej Rzeczypospolitej, leżąca oczywiście w rękach króla. Można by rzec po prostu: władza absolutna, czy też absolutum dominium, fraza funkcjonująca jako główna obelga/oskarżenie w Warszawie. Ale w tym kierunku szli królowie Francji. Bodin entuzjazmował się owym procesem, widząc w nim sposób zakończenia masakr religijnych, czasem pochłaniających, jak Noc Św. Bartłomieja, tysiące ofiar. (Pamiętajmy, że w Europie było wtedy w ogóle mniej ludzi do mordowania, jeżeli ktoś się chciał tym zajmować).
Jak wiecie, król by zdeptał wszystkich na równi i nie istniałaby żadna prywatna siła zdolna do zorganizowania prześladowań. Oczywiście sam król miałby dość środków, żeby być do tego zdolnym, ale zawsze można mieć nadzieję, że będzie dobrym człowiekiem. Interesujące, jak to odzwierciedla dzisiejsze rozumowanie podpierające ograniczenie praw osobistych, takich jak prywatność, skoro potrzebujemy tego rodzaju ochrony przed złymi ludźmi zaczajonymi naokoło.
Peyton, czy ktokolwiek kto napisał tę relację, wysuwa swoją krytykę Polskę bardzo w duchu Bodina. (Który sam miał trochę cierpkich rzeczy do powiedzenia o Rzptej Obojga Narodów i poglądach polskiego autora Andrzeja Frycza Modrzewskiego). Panowie nie są w złym towarzystwie. Co ciekawe, mniej więcej w takim samym momencie (1599-1602) sam William Szekspir napisał Tragedię Hamleta, księcia Danii. Jedna z postaci, Poloniusz, ma według niektórych badaczy parodiować poglądy Wawrzyńca Goślickiego z De optimo senatore. Angielskie tłumaczenie tej książki ukazało się w 1598 roku i na pewno będziemy kiedyś ją czytać.
Głównym punktem krytyki jest to, że obywatele polscy, to znaczy szlachta, są buntowniczy i mają za dużo wolności, kosztem reszty narodu, która cierpi brutalne zniewolenie. Ale argumentacja sięga nieco głębiej i Relacja zasługuje, żebym jej oddał sprawiedliwość. Całość zebranych wiadomości i wysiłek włożony w ich zrozumienie tworzą wrażenie, że Peyton był całkiem wykształconym człowiekiem. A w 1598 miał on dziewiętnaście lat! Według badań Sebastiana Sobieckiego między 1596 a 1601 rokiem wytworzył on podobne szczegółowe świadectwa na temat sytuacji w Czechach i Niemczech, by w 1601 zostać posłem do Izby Gmin.
Muszę wyznać, jak wygodne jest dla mnie pokazanie się takiego Peytona u szczytu Rzeczypospolitej, zanim zaczęła się ona staczać. Następny zaplanowany pisarz, Karwicki, działa już w znacznie mroczniejszych czasach. To pozwala nam spojrzeć na sprawy z odpowiedniej perspektywy. Większość historyków zgadza się, że rokiem przełomu był 1648, kiedy zaczął się ciąg wyniszczających buntów i wojen prowadzący do utraty 30% ludności i gospodarczej zapaści.
Dzielę zawartość Relation of the State of Polonia na trzy części: 1) ogólny opis Rzptej, jej geografii, demografii i ustroju, który przepracujemy dosyć luźno w dwóch wpisach; 2) głębszą analizę polityki i gospodarki polskiej, którą zajmę się kiedyś w przyszłości (żeby nie utkwić za długo przy jednym autorze); 3) wielkie góry szczegółów dyplomatyczno-wojskowo-administracyjnych, potencjalnie użytecznych, jeżeli byście planowali najechać Polskę czterysta lat temu, ale dzisiaj wykraczające poza zakres zainteresowań tej strony. Jeżeli studiujecie historię lub robicie badania naukowe, mogę zdecydowanie polecić Relację jako gęste i zajmujące źródło.
Okolice, ludzie, podejścia
Najważniejsze rozróżnienie istnieje pomiędzy “właściwym” Królestwem Polskim (czy też Koroną) oraz Wielkim Księstwem Litewskim. Każde z nich ma swoje własne prawo, wojsko, skarb i urzędy centralne. Współdzielą Sejm, tworzony przez trzy stany: króla, senat (złożony z najwyższych urzędników) oraz izbę poselską, przy czym posłowie są wybierani bezpośrednio przez miejscowe zgromadzenia obywatelskie (tak zwane sejmiki).
Rdzenna Polska składała się (w swoich XIV-wiecznych granicach, względnie ściśniętych w porównaniu ze stanem dzisiejszym i innymi epokami) z Małej i Wielkiej Polski (tj. Małopolski, Wielkopolski). Trzeba zauważyć, że Małopolska w istocie wcale nie jest mniejsza i zawierała stałą siedzibę króla w Krakowie aż do 1596 roku. Kraków ma także uniwersytet od 1364 roku. Wielkopolska, z drugiej strony, zawdzięcza swoją nazwę statusowi ośrodka politycznego kraju w głębokim średniowieczu. Pierwszą stolicą było Gniezno, dziś (2016), średniej wielkości miasto. Peyton: Gnesna w owej ziemi jest obecnie stolcem Metropolitarnym całego królestwa… a kiedyś też siedzibą książąt w epoce dzieciństwa państwa, zbudowaną anno 674 przez Lechusa, nazwaną tak z racji rozlicznych gniazd orłów znajdowanych tutaj, od polskiego słowa gnizdo (Gnesna in thys territory is now the Metropolitane sea of the whole kingdome … the seate of princes in the infancy of the state, builte anno 674 by Lechus, and so called of the nomber of eagles nestes which he founde there, Gnizdo in Polish signifying a nest) (2r). Legenda o Lechu jako założycielu Polski jest znana nawet dzisiaj, choć w rzeczywistości wymyślona w XIII wieku; data 674 jest wytworzona przez jakieś źródło Peytona, ponieważ znana historia Polski zaczyna się w późnym X wieku. Opowieść ta próbuje też tłumaczyć status Orła Białego jako narodowego symbolu polskiego.
Dalej nieco na północny wschód znajduje się Mazowsze, kiedyś złożone z wielu puszczańskich księstw, inkorporowane w roku 1525. Obywatele-Mazurzy znani byli ze swojej liczebności, kiepskiego wykształcenia i ogólnego ciemnogrodzianizmu (co mogę swobodnie wyrzec, wywodząc się rodem wprost od tej prześwietnej załogi). W 1598 Mazowsze było jedynym miejscem w Rzeczypospolitej zabranianiającym pełnienia urzędów niekatolikom (świeckim ewangelikom otwarte są wszelkie urzędy publiczne, chociaż Mazowsze nie cierpi innej wiary niźli Papieżnictwo, …the [Protestant] Layemen … [are] capable of all publike offices though Massovia suffers no religion but Popery, 42v.). Przez ironię geografii ten odległy rejon stał się stołecznym rejonem Polski, którym pozostaje do dzisiaj, będąc dziś jedną z najbardziej rozwiniętych prowincji kraju. Tak się złożyło, że Warszawa w późnym XVI wieku znalazła się w środku nowopowstałej Rzplitej (a przynajmniej w połowie drogi z Krakowa do Wilna), przez co tutaj osiedlił się król, odbywały się sejmy i elekcje. (Tak naprawdę później, żeby bardziej zaspokoić Litwinów, co trzeci sejm odbywał się po drugiej stronie granicy, w Grodnie).
Peyton rozpisuje się wielce o Prusach, położonych jeszcze dalej na północ, wzdłuż Morza Bałtyckiego. Był to rzeczywiście rejon bardziej interesujący Anglię. Gdańsk (nazywany Danzig przez Niemców) obsługiwał stąd większość handlu zagranicznego.
Dosyć kręte koleje dziejów doprowadziły Prusy do zostania autonomiczną, względnie egalitarną (= bez jednoznacznej przewagi szlachty), protestancką i w dużym stopniu niemieckojęzyczną prowincją Polski.
Region ten był niegdyś zamieszkany przez pogański lud blisko spokrewniony z Litwinami i Łotyszami. Ich brutalne najazdy na Mazowsze doprowadziły w latach 20. XIII wieku lokalnego księcia Konrada do wezwana na pomoc Krzyżaków, zakonu krzyżowców niemieckich, z Palestyny. Dostali oni ziemię pod warunkiem, że zdobycze terytorialne w Prusach będą podzielone równo. Jak to ujmuje Peyton, podbili potem oni kraj cały dla siebie, i powodziło im się, aż zanim popadli z Polakami w otwartą nieprzyjaźń (they afterwards subdued the whole [Prussian] contrey to themselves, and florished untill they fell to open hostilitie with the Poles) (5r). I tak zaczął się długi, epicki konflikt, toczony tak na polu bitwy (Grunwald), jak i na poziomie ideologicznym oraz prawnym (w XV wieku prawnik Paweł Włodkowic rozwinął ową ideę, że może nie powinno się nawracać pogan bez ich zgody, a szczególnie robienie tego przez najazdy to mało szlachetny pomysł).
Zakon wyszedł z tego starcia rozbity militarnie, nie bez udziału wewnętrznej opozycji, sławnego Związku Pruskiego miast, powstających przeciwko brutalności rządu i wyzyskowi skarbowemu. W końcu rycerzy zmiotło powstanie luteranizmu. Począwszy od 1468 roku, prowincję podzielono na dwoje: część zachodnia, Prusy Królewskie, stały się polską ziemią z własnym lokalnym Sejmem i przywilejami; wschód pozostał z Zakonem, od teraz przysięgającym wierność królowi polskiemu. W 1525 owe Prusy Zakonne staną się lennymi Prusami Książącymi. Które z kolei, przez niedbałość Rzptej, przedzierzgną się znacznie później w Królestwo Prus.
Ale wróćmy na południe, czy dokładniej na południowy wschód. Rozciągają się tutaj olbrzymie przestrzenie Rusi.
Trudno tutaj streścić historię, jak średniowieczna Ruś Kijowska przekształciła się w dzisiejszą Białoruś, Rosję i Ukrainę; dość rzec, że w okresie nowożytnym owe rozróżnienia nie były jeszcze jednoznaczne i wyryte w kamieniu. Co Peyton wyłącznie określa z łacińska jako Russia, jest dzisiaj Białorusią i Ukrainą, a co teraz określa się jako Rosję, nazywa on Moskwą (Muscovy), tak jak to było wówczas przyjęte.
Można by powiedzieć, że Ruś była wówczas podzielona bardzo podobnie jak dzisiaj Korea, z jedną częścią stanowiącą światowy park-psychiatryk pasów, łańcuchów i elektrowstrząsów (nie da się tego inaczej nazwać), a drugą, cóż, niewynajdującą k-popu. Co do podobno “wyzwolicielskiej” roli Moskwy, trzeba powiedzieć, że miejscowi (przez co trzeba rozumieć szlachtę) dominowali na Białorusi i Ukrainie zarówno politycznie, jak i gospodarczo. Dość spojrzeć na magnatów takich jak Ostrogski, Sapieha, Ogiński, Św. Zofia z Olelkowiczów Radziwiłłowa, którzy przynajmniej urodzili się w prawosławiu, a wielu z nich pochodziło z ruskiej książęcej familii Rurykowiczów. Trzeba przyznać, że dokładnie te same elity wyalienują się w następnym pokoleniu, przyjmując kulturę etnicznie polską. Co by, swoją drogą, podpierało tezę, że ludzi wiąże bardziej ich klasa społeczna niż etniczność. Tak czy inaczej, zgodziłbym się z tezą, że więcej złego niż dobrego wynikło z tego przesunięcia.
The Inhabitantes of Volhinia are the most valiant and warlike of all the Russians as continually exercised with the incursions of the Tatars, which makes that bothe the Princes and Nobles are more feirce, rude and unlearned then the Polonians, as bordering as so participating of the nature of those barbarous nations. Their language, customes and rightes are Russish. (20r)
Mieszkańcy Wołynia są najmężniejsi i najbardziej wojowniczy ze wszystkich Rusinów z racji nieustannego ćwiczenia podczas tatarskich inkursji, które czynią zarówno Książęta, jak i Szlachtę bardziej zaciekłymi, grubiańskimi i niedouczonymi, niż Polacy, ponieważ graniczą i biorą udział w naturze tamtych dzikich ludów. Ich język, obyczaje i prawa są ruskie.
Stereotyp Wołyniaków jako średnio rozgarniętych będzie żywy nawet w XIX wieku. Będę nazywać południowo-wschodnie ziemie takie jak Ruś Czerwona, Wołyń, Podole i Ukraina po prostu Ukrainą, co jest niespecjalnie słuszne dla naszego okresu, ale przynajmniej odbija dzisiejsze granice i oszczędza nam pewnych subtelności. Faktem jest, że wielu etnicznych Polaków się tutaj osiedlało, a później (około XIX wieku zwłaszcza) Ruś Czerwona była uważana za część Małopolski w kulturowym sensie. W ogóle, dzisiejsza jednorodność etniczna krajów Europy Środkowo-Wschodniej (Polska: 97% Polaków, Ukraina: 0,3% Polaków) została “osiągnięta” w latach 30.-40. XX w., kiedy narodowi socjaliści, podziemne organizacje jak ukraińska UPA oraz komuniści przeprowadzili masowe czystki etniczne i deportacje. Dzisiaj zatem większość opisywanych tutaj komplikacji przepadła.
Ukraina była niegdyś częścią Litwy, ale została scedowana do Królestwa Polskiego przez króla Zygmunta Augusta w 1569 roku. Region znany był na kontynencie ze swojej żyznej ziemi, rodzącej wielkie plony eksportowane do Europy Zachodniej i Hiszpanii. (Peyton nazywa całą Rzeczpospolitą spichlerzem generalnym i Arsenałem całej Europy, skąd brany jest takielunek i inne sprzęty żeglarskie; the common granary and Arsenall of all Europe, for tackling, and other apparaile of shipping, 84v; to o spichlerzu było rzeczywiście przyjętym komunałem w (samo)opisie Polski). Stąd wiele osób z etnicznej Polski i Litwy przybywało tutaj po ziemię, dostępną w obfitości, chociaż szybko zagarnianą przez magnatów. Głównym problemem było sąsiedztwo Tatarów krymskich i Turcji, które to siły najeżdżały Ruś od średniowiecza niemalże co roku. Stała armia, sformowana do walki z tym wszystkim, nie była raczej zdolna do cudów.
Trochę pomóc mogliby Kozacy, żyjący niedaleko dalekiej wschodniej rubieży, wokół Dniepru, na tak zwanym Zaporożu. Peyton zdaje się ich na serio nie znosić, nazywa ich mężami wyzutymi z religiej czy strachu przez bogiem i ludźmi, i przez to desperatami plującymi na wszelką niebezpieczność (men voyde of religion, and feare of god, or man, and therfore desperate without respecte of danger, 77r). Tak naprawdę rekrutowali się oni ze zbiegłych żołnierzy i chłopów różnej narodowości. Peyton wspomina Polaków, Holendrów, Turków, Włochów etc., być może klasyfikując tu Rusinów jako “Polaków”. Kozacy tworzyli ważną część polskiej armii, ale już zaczynali swoje starcia ze szlachtą (powstania Kosińskiego w latach 1591-1593). Później zmienią oni bieg historii Rzeczypospolitej, a dzisiaj ich pamięć jest kluczowa dla narodowej tożsamości niepodległej Ukrainy, więc wspomniałem ich tutaj w oddzielnym akapicie.
Tyle o Koronie Polskiej, przejdźmy teraz do Wielkiego Księstwa Litewskiego, obejmującego z grubsza dzisiejszą Litwę i Białoruś. Było to dosyć dziwne państwo, przynajmniej z polskiej perspektywy, zdominowane przez wielkie rodziny magnackie, przede wszystkim Radziwiłłów. Majątki arystokracji przypominały nieco wielkie korporacje czy niewielkie państewka, gdzie biedniejsza szlachta robiła za urzędników i nadzorców. Choć trzeba przyznać, że dawało się to i owo osiągnąć na Litwie, jeżeli odpowiadało to coś magnatom. Na przykład Wielkie Księstwo Litewskie zdołało skodyfikować prawo cywilne, podczas gdy w Polsce wszystkie próby zebrania go w jedno kończyły się polityczną klęską.
Oto, jak nasza Relacja opisuje Litwę:
The contrey is very woddy (the Hircinia Silva passing through it into Moschovia), full of wilde beastes of all sortes, where some are not otherwhere to be founde. It hath greate store of furres, the richer for the coldnes of climate, hony, waxe, hempe, corne … fysh by reason of the lakes, and waters caused by great snowe, cattle and horsse innumerable … not being well peopled, nor the Inhabitantes industrious, as yet is not eyther comparable to Polonia or Prussia, as being farther of civilitie and commerce with civile nations, and theire plebeians, whose industry bringes in muche wealthe more oppressed. (22r)
Kraj ten jest lesisty wielce (skoro Hercyński Las przechodzi przezeń ku Moskwie), pełen dzikich bestyj wszelkiego rodzaju, z których niektóre niespotykane są gdzie indziej. Ma on ogromną obfitość futer, grubszych ze względu na zimność klimatu, miodów, wosków, konopij, zbóż… ryb z racji jezior i wód uwalnianych przez wielkie śniegi, bydła i koni nieprzeliczonych… Nie będąc dobrze zaludniona, przy mało przedsiębiorczych Mieszkańcach, bez porównania z Polską czy Prusami, będąc też dalej od cywilizacji i handlu z cywilizowanymi ludami, także i przy plebejach ich, których zmyślność przynosi [zwykle gdzie indziej] wiele zysku, zniewolonych bardziej.
Ścisłe związki między Polską i Litwą istniały od roku 1386, kiedy wielki książę Jagiełło nawrócił się z pogaństwa na chrześcijaństwo, ożenił z królową Jadwigą (uczniom się mówi, że była w rzeczywistości królem, z prawnych względów) i przejął tron polski jako Władysław. Odtąd oba kraje znajdowały się zazwyczaj pod panowaniem jednej osoby. W późnym średniowieczu Polska była raczej monarchią feudalną, a Litwa bardziej prywatną własnością księcia. Szlachty zaczęły się wcześnie bratać; w 1413 wielu Litwinów dopuszczono do polskich herbów. W Polsce była to poważna sprawa, choć trochę innego rodzaju niż na Zachodzie. Wiele mało co spokrewnionych ze sobą rodzin miało ten sam znak, spośród ok. 160 powszechniejszych herbów. Jeśli spotkałeś jakiegoś jegomościa w karczmie po drugiej stronie Rzeczypospolitej, i obaj mieliście (powiedzmy) Jastrzębca, albo Grabie w herbie, od razu służyło to jako poważny zbliżacz. Jeśli bylibyście z tej samej ziemi, służylibyście też razem w pospolitym ruszeniu.
Lecz kiedy negocjowano Unię Lubelską w 1569 roku, pojawiło się dużo oporów i wahań ze strony Litwinów. Król Zygmunt August musiał w końcu zdecydować, i szczerze mówiąc sama geopolityka wymuszała na Litwinach podzielenie się ciężarem swojej obrony, skoro znajdowali siebie nie dość mocnemi bez Polaków do oparcia się Moskalowi, który podbił znaczną część ich ziemi (fynding themselves not stronge enough without the Poles to resist the Moschovite, whoe had wonne a greate parte of theire lande (23r)). Obok ohydy [odczuwanej] w zmianie ich [formy] rządu (loath to alter theire government), obawiali się także przeważenia przez Polaków, którzy by ich znacznie przewyższyli liczbą tak na walnych sejmiech, jak i na elekcjach króla, przez co rozrzedzonemi byłyby ich własne głosy (they would be overswayed by the Poles, whose number both in the common Diets and elections of the kinges, should farr exceede theires, whereby theire suffrages should be deluded (23v)). Zaryzykowałbym powiedzenie, że radzenie sobie z ludniejszym partnerem w demokratycznej federacji to byłby problem tego rodzaju, jaki chciałoby się mieć, gdy się już popadnie pod moskiewskie panowanie.
Dla kompletności powinienem jeszcze wspomnieć o Kurlandii i Inflantach. Były to ziemie pozostałe po innym zakonie rycerskim zabitym przez Reformację, Kawalerach Mieczowych. Kurlandia była księstwem lennym, Inflanty zaś anektowały Polska i Litwa jako kondominium w roku 1561, by stracić w większej części w 1621. Dzisiaj znajdują się one w częściach w granicach niepodległej Łotwy i Estonii.
Jeszcze jedno na koniec. Peyton o tym nie wspomina słowem, ale myślę, że istnieje sprawa całkiem istotna przy opisywaniu krajów, mianowicie legendarne stworzenia i kryptozoologia. W tej dziedzinie Polska niestety miała tylko wyjątkowo durnego smoka. Na Litwie wielki książę Giedymin został podobno pouczony przez żelaznego wilka we śnie, gdzie ma założyć swoją stolicę w Trokach. Później (w l. 30. XX w.) przykrzy nacjonaliści wzięli owo biedne senne widziadło jako swój symbol; ta sama czarująca historia spopularyzowała się w Polsce i można dziś nazywać bajką o żelaznym wilku coś naprawdę niedorzecznego. Krążyły także opowieści o dzieciach wychowanych przez niedźwiedzie i może będziemy mieli okazję o nich mówić przy dziejach Polski według Bernarda Connora.
Wreszcie, w XIX wieku Kraszewski (jednak czerpiąc swoją wiedzę z książki z 1721 r.) pisze o ruskiej krewniaczce chupacabry, hadynie (to po białorusku czy ukraińsku, pewnie bardziej gadzinie po polsku). Tak ją opisuje:
[Hadyna ma żyć na Wołyniu]. Dziób ma zielonawy, wielkość gęsi, nogi i język czarny, z resztą podobna do niedoperza, z ogonem wężowym, w końcu strzałą zakończonym. (…) Hadyna lata po polach i biega…
Osobiście uważam, że hadyna jest wspaniała i nie otrzymuje nawet w części uwagi, na jaką zasługuje. Nie mogłem nawet znaleźć porządnej podobizny tego czegoś.
A następnym razem zapadniemy się w całe kontrowersyjne bagno: religię, strukturę społeczną, politykę.
— “A relation of the State of Polonia and the United Provinces of that Crowne: Anno 1598”. W “Elementa ad fontium editiones XIII. Res polonicae ex archivo Musei Britannici”, ed. C. H. Talbot, Romae 1965. Używam paginacji rękopisu wg tego wydania. Jeśli kogoś to ciekawi, oznaczenia ‘r’ i ‘v’ odnoszą się do strony recto (przód)/verso (tył) arkusza rękopisu. —
/-/ Popiel.
Start the discussion