Długo, głęboko o poddaństwie w nowożytnej Europie

[jest to tekst do filmu na YouTube i Odysee]

Kiedy myślimy o dawnych wiekach, często nasuwają się nam wizje królewskich dworów, balów, bitew, być może żaglowców płynących na inne kontynenty. Ale żeby królowie, damy, generałowie i armie miały co jeść, musieli być chłopi, którzy zaorali pola i zebrali zboże.

My jednak będziemy dziś analizować zupełny fundament przednowoczesnej gospodarki europejskiej i słowem kluczowym będzie poddaństwo. A skoro poddaństwo, to w Polsce przychodzi na myśl też wyraz pańszczyzna. Nie wszyscy sobie pewnie zdają sprawę, że pańszczyzna i poddaństwo to dwa bardzo oddzielne pojęcia. W dużym skrócie, pańszczyzna to forma opłaty za użytkowanie ziemi – zamiast płacić w pieniądzu czy naturze, gospodarstwo chłopskie odpracowuje określoną ilość czasu od jakiegoś obszaru, który uprawia dla siebie.

Pańszczyzna może być w niektórych sytuacjach elementem poddaństwa. Czym jest poddaństwo, to znacznie bardziej skomplikowane i o tym jest ten właśnie długi film. Ale najkrótsza wersja byłaby taka. Poddaństwo to dziedziczna, prawna zależność jakiejś osoby od kogoś innego, mająca swój określony prawnie zakres. Na przykład, poddany musi mieszkać na ziemi należącej do pana, musi korzystać z jego młyna, musi świadczyć panu jakieś daniny czy usługi.

Celem tego filmu i jego następnej części jest ustalenie, czy byłaby jakaś alternatywa dla pańszczyzny w polskiej gospodarce okresu nowożytnego. Na nasz użytek za okres nowożytny uznamy czas od panowania Zygmunta Starego po III rozbiór Polski, czyli w terminach szkolnych epokę ostatnich Jagiellonów i królów elekcyjnych. Z uwagi na olbrzymi zamęt i emocje wokół tych spraw postanowiłem tym razem podawać bogactwo przypisów, które będą się pojawiać na ekranie. Spis publikacji będzie również zamieszczony w opisie, a pełny tekst na blogu The Old Republic. Dzięki temu każdy zainteresowany może sobie prześledzić źródła tego, co mówię, czy to w bibliotece, na stronach czasopism naukowych, czy na Anna’s Archive.

Będę określał system społeczno-gospodarczy nowożytnej Europy jako feudalizm, co jest pewnym uproszczeniem, o które ludzie mogą mieć pretensje, ale naprawdę nie mogę wchodzić w każdy szczegół i kontrowersję. Zresztą tak zaczęto nazywać ten system w samej epoce.

Po drodze spróbujemy znaleźć odpowiedź na takie pytania: po pierwsze, dlaczego istniał system poddaństwa.

Na czym on polegał – i jak odróżnić system od anegdot, propagandy stronnictw i impresji przelewanych na papier przez różnych pisarzy i publicystów.

Wreszcie, czy mogłoby być inaczej i jak mogłaby funkcjonować ekonomia sarmacka, biorąc pod uwagę ograniczenia świata, w którym musiała istnieć.

Jak wyglądała dawna wieś

Na ekranie możemy zobaczyć polską wieś na Podkarpaciu w XVIII wieku. Te wszystkie długie parcele – to są gospodarstwa chłopów. Ziemia jako taka należała do właściciela, którym mógł być szlachcic, król, klasztor, miasto, był szereg możliwości. Żeby rodzina chłopska mogła korzystać z ziemi, płaciła z niej czynsz albo odpracowywała proporcjonalną ilość czasu na folwarku. Wielkość obciążenia była obliczana od łana, to znaczy około 15-20 hektarów. W XVIII wieku już niewiele było tak wielkich gospodarstw, więc trzeba było wyliczyć odpowiedni ułamek.

Plan wsi Wysoka - zaznaczone długie parcele chłopów i obszar folwarku skulonego w prawym dolnym rogu

[Księga wsi Wysoka, wkładka]

Folwark to ten fragment zacieniowany na zielono. Rodzina szlachecka musiała się w zasadzie utrzymać z produktów folwarku i ich sprzedaży. Chłopi utrzymywali się ze swoich gospodarstw. W teorii cały ten układ umożliwiał obrót bezgotówkowy, bo chłop nie musiał płacić pieniędzmi za dzierżawę ani za ziemię, a pan nie musiał płacić pieniędzmi za pracę.

Ale tu też nie możemy dać się zwieść i nie do końca tak było. W Małopolsce XVI-XVII wieku 90% folwarków i 50% rodzin chłopskich zatrudniało pracowników najemnych, głównie różnych parobków, pasterzy i tak zwanych dziewczyn służących [Izydorczyk-Kamler 12]. Rynek pracy na wsi był po części złożony z młodzieży włościańskiej od której oczekiwano, że z czasem weźmie ślub i obejmie gospodarstwo, a po części z różnej ubogiej ludności, której nie było stać na chłopskie życie. Zresztą były też stanowiska kierownicze na folwarku o większym prestiżu, takie jak urzędnik – mówiono po prostu urzędnik – czyli zarządca zwykle pochodzenia szlacheckiego, a także dwornik i dworniczka, którzy raczej byli plebejuszami. Dwornik zarządzał służbą płci męskiej, a dworniczka płci żeńskiej [Izydorczyk-Kamler 19-20]. Więc widzimy, że z punktu widzenia właściciela folwarku, a także wielu gospodarzy chłopskich, w praktyce trzeba było zatrudniać jeszcze ludzi za wynagrodzenie i nie wystarczyła w cudzysłowie „darmowa” praca czy to poddanych dla panów, czy to członków rodziny dla chłopów [por. Wyczański 1960 80-81, według którego zwykle nieco ponad 60% pracy na folwarku miało charakter pańszczyzny]. Potrzeba było bowiem całej rodziny, męża, żony, synów i córek, żeby móc się utrzymać z własnej ziemi i przekierować jeszcze cząstkę siły roboczej na folwark [Kula 235-237]. A jak wspomnieliśmy, chłopi mieli często na gospodarstwie czeladź – czyli swoich najemnych pracowników – a także komorników i kątników, czyli ludzi mieszkających na chacie i utrzymujących się z czego innego [Kopczyński 134-137].

Wśród włościan istniało duże zróżnicowanie majątkowe. I tu zaznaczę, że w całym tym materiale zajmujemy się typowymi statystycznymi chłopami – nie będziemy dotykać żadnych olędrów, chłopów wolnych i tak dalej. Te zjawiska istniały i można o nich dość łatwo znaleźć informacje, ale skupiamy się na tendencji głównej, a nie na niuansach. Więc wracając, najbogatsi spośród chłopów poddanych byli zwani kmieciami [Rutkowski 83-84 o tym podziale]. Kmieci wyróżniał obowiązek pańszczyzny sprzężajnej, czyli z wykorzystaniem zwierząt gospodarskich. Generalnie dzień pańszczyzny sprzężajnej liczył się za dwa dni pieszej, co nie zmienia faktu że nawet to uważano za niewystarczający przelicznik i chłopi czasem pozwalali bydłu zdechnąć z głodu, żeby nie robić pańszczyzny sprzężajnej [Kula 229]. To był nieoczywisty problem, o którym więcej później.

Jeżeli chłop miał ćwierć łana albo mniej, to zwykle był już nie kmieciem, a – zagrodnikiem i obowiązywała go tylko pańszczyzna piesza. Wciąż jednak uprawiał swoje pole i gospodarstwo. Poniżej zagrodników byli chałupnicy, którzy mieli same chałupy i ewentualnie jakiś ogródek czy kawałek łąki, a jeszcze niżej wspomniani chłopi komornicy, którzy musieli mieszkać u kogoś innego. Te grupy były już w praktyce zmuszone wynajmowania się do pracy za wynagrodzenie, zamiast tego w cudzysłowie „pańszczyzna lifestyle”, jaki zwykle kojarzymy z chłopami.

I jeśli chcecie najbardziej skondensowanego skrótu funkcjonowania polskiej wsi nowożytnej – to to jest ten skrót, dziękuję za uwagę, możecie kliknąć w kciuka i tak dalej. Jeżeli chcecie głęboko wejść w to co się działo i dlaczego, to o tym będzie reszta materiału. Zajmować się będziemy zimnym spojrzeniem ekonomicznym i prawnym, a pomijając w zasadzie aspekt kulturowy. Ale faktycznie to było bardzo istotne, że wówczas i panowie, i chłopi żyli w takiej zawiesinie agrarnego konserwatyzmu i ta zawiesina była poniekąd kluczowym spoiwem ówczesnego ustroju wsi. Dlatego możecie słyszeć o świętowaniu przez dwór i zagrody świąt kościelnych, trzymaniu dzieci do chrztu i tak dalej. Tak owszem było, ale w tym filmie skupimy się na kwestiach bardziej mierzalnych i jednoznacznych niż obyczajowość.

Chłopi jako stan pracowników

Teraz przejdziemy do szerszego tła ekonomicznego i prawnego, które kreowało taki krajobraz. O ekonomii dlatego, że chłop czy włościanin to rodzaj pracownika, zaś o prawie dlatego, że chłop to też pewna pozycja prawna w społeczeństwie.

Chłop jako pracownik. W Europie od średniowiecza aż do XVIII i XIX wieku (w zależności od regionu) główną formą rolnictwa było osadzanie chłopów na ziemi. I choć wielu z nas ma w głowie takie połączenie chłop-szlachcic, to w rzeczywistości właścicielami gruntów i seniorami chłopów była w takiej Rzeczypospolitej i poszczególna szlachta, i król, i różne miasta jak Kraków czy Poznań czy (na wielką skalę) Gdańsk, i podmioty duchowne – biskupi czy klasztory. Te dwie koncepcje – chłop i ziemia – wiązały się nierozerwalnie i dlatego w języku powszechnym mówiono czasem nie chłopi tylko włościanie, czyli ludzie na czyichś włościach. Z tych powodów w tym filmie staram się konsekwentnie mówić pan, a nie szlachcic, a widzowie powinni pamiętać, że pan to niekoniecznie szlachcic, tylko któraś ze wspomnianych grup społecznych.

Chłop otrzymywał prawo do uprawy ziemi w zamian za tak zwaną rentę feudalną, w sposób fundamentalnie podobny do dzierżawy albo wynajmu w dzisiejszym prawie. Jedna zasadnicza różnica polegała na tym, że prawo utrudniało wyjście z tego stanu i na przykład w Rzeczypospolitej patrzyło nieprzyjaźnie na normalną własność ziemi przez włościanina. Jak zawsze w społeczeństwie stanowym były pewne wyjątki, ale nie są one dla nas tutaj istotne.

Dlaczego społeczeństwo było tak zorganizowane? Mógłbym tutaj poprowadzić narrację historyczną o późnorzymskim kolonacie, o prawdziwym wasalnym feudalizmie na zachodzie, o chrystianizacji i dawnym możnowładztwie o którym mało co u nas wiadomo, ale spójrzmy na to trochę z innej strony. Rok 1580 to był jeszcze dobry okres dla Polski, zaczynała się wtedy taka końcowa faza naszej prosperity szesnastowiecznej, mogliśmy sobie straszyć Moskwę i Habsburgów, handel zagraniczny kwitł, wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. W tym roku według obliczeń Andrzeja Wyczańskiego dochód narodowy Korony właściwej wynosił 16 złotych polskich, czyli 333 gramów srebra na głowę [HPWL II 176]. Policzmy bardzo hojnie według cen w momencie opracowywania filmu 5 dzisiejszych złotych za gram srebra; jest to prawie 1700 dzisiejszych złotych na osobę na rok. Gdyby to podzielić zupełnie po równo między mieszkańców, to nie byłoby tak katastrofalnie wbrew pozorom, w Krakowie moglibyście sobie za to kupić czternaście wieprzy albo prawie dwa konie . To byłby wasz cały budżet na rok i dałoby się z tego wyżyć pod względem tego żeby mieć co jeść – ale jeśli chodzi o to, żeby kogoś jeszcze było stać na papier i księgi, albo na kuźnię lub warsztat rzemieślniczy, albo na broń i zbroję to gospodarka preindustrialna po prostu nie mogła tego udźwignąć bez radykalnych nierówności w podziale dochodu. To jest taki powód nie do przeskoczenia, dlaczego dawniej nie było lepiej.

Dlatego, a nie z powodu czyjejś umyślnej złośliwości, dawne społeczeństwa składały się w większości po prostu z ubogich wieśniaków masowo uprawiających ziemię ręcznie i z pomocą zwierząt pociągowych. Inaczej społeczeństwo nie potrafiłoby wyprodukować dosyć żywności, zaś bez klas typowo wojskowych i organizacyjnych dane terytorium zostałoby podbite i skolonizowane. W Europie sytuacja zaczęła się nieco poprawiać, ale jeszcze nie radykalnie pod koniec średniowiecza. Tak było aż do gigantycznego postępu w technice agrarnej, który zaczął startować w XVII wieku w Anglii i Niderlandach [HPWL III 236] i tak naprawdę rozkręcił się wraz z rewolucją przemysłową.

Z punktu widzenia prawa społeczeństwo Europy od średniowiecza aż po rewolucje i wiek XIX było podzielone na wiele rozmaitych grup. Te najszersze wielkie grupy, jak szlachta, mieszczanie czy chłopi nazywamy stanami. Z przynależności do stanu miały wynikać specjalne prawa i obowiązki wobec ogółu. A jednak zwykle wewnątrz stanu było bardzo wiele odcieni i przypadków szczególnych, zależnie od jakiejś podgrupy, konkretnej prowincji, miejscowości, rodowodu danej osoby, i tak dalej i tak dalej, jej sytuacja prawna w społeczeństwie była trochę inna. I dlatego właśnie hasło, że wewnątrz szlachty polskiej panuje równość było szczególne. Generalnie szlachta europejska wcale równa wobec prawa nie była, istniała bowiem cała oficjalna drabina drobnego rycerstwa, baronów, hrabiów. I podobnie bodaj nigdzie nie byli równi wewnątrz stanu ani mieszczanie, ani chłopi.

W społeczeństwie fundamentalny był podział na szlachtę i tak zwanych plebejuszy, czyli wszystkich innych poza klerem. Mamy słowo szlachetny, po łacinie nobilis i podobnie w innych językach europejskich. Niosło ono ze sobą pewne przekonanie o dziedzicznej moralnej wyższości, właśnie szlachetności ludzi lepiej urodzonych. W średniowieczu w społeczeństwie feudalnym rycerstwo czy szlachtę obciążała służba wojskowa, od której inni mieli być wolni. W epoce nowożytnej w większości krajów ta cała ideologia i uzasadnienie się mocno rozjechały. We Francji na przykład szlachty nikt do wojska nie pędził i była zwolniona z podatków, co było jednym z licznych powodów niezadowolenia prowadzącego do wielkiej rewolucji.

W Polsce jednak trzymano się uzasadnień społeczeństwa stanowego dość konsekwentnie do końca. I spokojnie, jeszcze przejdziemy do obciążeń chłopskich, ale wskażmy sobie na kilka faktów. Do samego końca Rzeczypospolitej szlachtę obciążał obowiązek walki w pospolitym ruszeniu jak w szwajcarskiej armii milicyjnej, z mobilizacją wszystkich obywateli. I jeśli nawet tron ani elity magnackie nie były skłonne zrobić z pospolitego ruszenia niczego sensownego, to szlachta i izba poselska zawsze były przejęte ideą, starano się organizować tak zwane pokazowania, ćwiczenia i tak dalej. Natomiast ludzie nieposiadający ziemi, czyli w praktyce chłopi, mieszczanie i Żydzi, nie mieli żadnych obowiązków wojskowych w Rzeczypospolitej. Nawet kiedy zrobiono piechotę wybraniecką, to z kolei zwolniono wybrańców z ekonomicznych powinności poddańczych.

Po drugie, jak twierdził Wincenty Skrzetuski, prawnik z czasów Stanisława Augusta, chłopi nie byli obciążani bezpośrednio żadnymi podatkami wobec państwa, z wyjątkiem podatku podymnego od ich domów [Skrzetuski II 170]. Szlachcic mógł zapłacić podymne za swoich chłopów jeśli chciał, co pewnie zdarzało się tyleż z dobrego serca co z braków gotówki u chłopów na biedniejszych terenach. Nie możemy tym prawnikom ufać do końca i wiemy, że chłopów obciążał również podatek pogłówny i łanowy, czyli od ziemi. Trzeba pamiętać, że te wszystkie podatki były uchwalane w razie potrzeby przez sejm i nie były stałe. Stawka podatku pogłównego w Rzeczypospolitej zależała od stanu społecznego i stanu posiadania osoby; stawki płacone przez szlachcica były proporcjonalnie wielokrotnie wyższe niż te obciążające chłopa, jeśli brać pod uwagę ich majątek [Wyczański 1978 633].

Chłopi nie musieli więc służyć w wojsku, a ich podatki były często łagodniejsze – powiedzmy sobie szczerze, w dużej mierze po to, żeby włościanie skupili się na pracy – ale nie było tu hipokryzji i dążenia do utrzymywania państwa ze zdzierstwa chłopów, jak to miało miejsce we Francji. Poza tym panowie, czy to byli mieszczanie, kler czy szlachta, musieli w praktyce być taką pomocą społeczną dla chłopów na swoich włościach, dostarczać im zboża na zasiew i wołów do orania w sytuacjach kryzysowych, albo jak chłopi bydło czy ziarno sprzedali albo zjedli. Mając więcej ziemi niż realistycznie mógłby trzymać chłop, panowie mogli prowadzić bardziej złożoną gospodarkę, prowadzić inwentaryzację i rachunkowość zamiast gospodarowania na oko [Kula 210], gromadzić zapasy awaryjne i spekulacyjne, organizować handel zagraniczny. I to pomimo tego, że wydajność ziemi i pracownika była w folwarkach niższa niż w gospodarstwach samych chłopów pańszczyźnianych – bo chłopi nie podchodzili do pracy na pańskim zbyt poważnie [Kula 133, Rutkowski 157]. Jeszcze wieleset lat później, w PRL, byli ziemianie bywali na samym początku zatrudniani jako specjaliści w Państwowych Gospodarstwach Rolnych, czyli PGR-ach, podobnie jak byli fabrykanci w swoich fabrykach. Także takie role odgrywała szlachta, a teraz przejdźmy do tego, co obciążało chłopów.

Schemat wyróżniający poddaństwo sądowe, osobiste, gruntowe, ekonomiczne

Poddaństwo sądowe i absolutyzm

Istotą pozycji chłopa jest więc korzystanie z ziemi i opieki pana w zamian za rentę feudalną. Owa renta mogła istnieć w trzech formach. Po pierwsze prosty czynsz w pieniądzu albo w naturze. Po drugie odpracowanie renty, czyli pańszczyzna, albo po francusku corvée, w krajach habsburskich zwana z czeskiego Robot [Blanning 105]. Po trzecie zaś połownictwo – włoska mezzeria i francuskie métayage – typowe dla Europy śródziemnomorskiej. Przy połownictwie chłop musiał oddać panu połowę zbiorów [Bloch 146, Rostworowski 75].

Ale poza rentą z dzierżawionej ziemi istniała cała kwestia bardziej osobistej i prawnej zależności chłopa od pana. Ten cały zespół zjawisk prawnych nazwiemy poddaństwem.

Często trudno się zorientować, co dokładnie dawne źródła czy nawet dzisiejsze teksty naukowe, popularnonaukowe albo pseudonaukowe rozumieją pod nazwą poddaństwa. W różnych krajach istniało trochę inne jego rozumienie. W Polsce nowożytnej zdarzało się potocznie rozumieć wolność od poddaństwa jako samą wolność od pańszczyzny, niezależnie od innych obciążeń chłopa [Kula 215-216]. We Francji za poddanych uważano ludzi na których można nakładać obciążenia wedle uznania seniora, a także podlegających prawom formariage i mainmorte, o których później [Bloch 106, Rutkowski 130]. Chodziło tu w skrócie o ograniczenia małżeństw i obrotu ziemią. W większości prowincji francuskich tego typu poddaństwo zostało wykupione przez chłopów w późnym średniowieczu, a tam gdzie nie zostało, istniało do Rewolucji. We Francji nie włączano do rozumienia poddaństwa podległości sądowej panu, która również istniała powszechnie aż do Rewolucji [Rutkowski 39]. W każdym razie przy takim specyficznie rozumieniu poddaństwa się twierdzi, że ono we Francji przedrewolucyjnej prawie nie istniało, choć warto pamiętać, że też z jakichś powodów ta rewolucja wybuchła.

Przykładanie tej samej definicji do Rzeczypospolitej dałoby przedziwne efekty i niestety rzadko kto nawet próbuje te definicje jakoś uzgodnić. Na przykład na Litwie szlachta nie miała swobody obrotu ziemią aż do czasów unii lubelskiej, a więc była w sytuacji w pewnym sensie chłopskiej [Starczenko 64; o przemianach własności na Litwie Jurkiewicz 7, Łowmiański 424-432]. W Polsce dość często zdarzała się organizacja prawna wsi na zasadzie własności użytkowej, gdzie swoboda obrotu ziemią właśnie istniała dla chłopów. A jednak oni w tych wsiach wciąż byli rzecz jasna poddani przy jakimkolwiek sensownym rozumieniu tego słowa. Potem wrócimy do tej sprawy własności i ustalenia, gdzie właściwie poddaństwo miało miejsce.

Rzeczpospolitą, wschodnie Niemcy i Europę Środkowo-Wschodnią łączyło w epoce nowożytnej rozumienie poddaństwa jako takiej jednej paczki obciążeń włościan wobec pana – ponownie, szlachcica, miasta, klasztoru, czy króla. W Niemczech Zachodnich potrafiono to wszystko podzielić i chłopi mogli być poddanymi w trzech różnych sensach wobec trzech różnych panów. Było to:

– poddaństwo ziemskie – Grundherrschaft – które możemy uznać za feudalną dzierżawę;

– poddaństwo osobiste – Leibherrschaft – czyli władzę osobistą pana;

– wreszcie poddaństwo sądowe – Gesichtherrschaft – czyli podleganie władzy sądowniczej pana [Blanning 104-105, Rutkowski 40-42].

Na niemieckim wschodzie i dalej, tak jak wspomniałem, to wszystko było podległością wobec jednego pana. Najpierw zajmiemy się poddaństwem sądowym. Pierwotnie takie poddaństwo powstało dlatego, że ekonomia i administracja były relatywnie prymitywne i nie mogły tak wiele udźwignąć. Po prostu łatwiej było władzom pozostawić sądownictwo właścicielom ziemskim, przynajmniej w najniższych instancjach. Można było odpuścić sobie zatrudnianie biurokracji do tego celu, zwłaszcza że pieniędzy albo brakowało, albo miano ciekawsze pomysły na ich wydanie, jak armie czy pałace. Francuska szlachta XVIII wieku sama starała się prowadzić własne sądownictwo jak najbardziej po taniości i wynajmowała sędziów, którzy wywalali jak najwięcej spraw kryminalnych do śmieci [Bloch 102-103].

W krajach wschodnich Niemiec i imperium habsburskiego istniało zunifikowane Gutsherrschaft, władza pana na swoich dobrach, panowanie jednocześnie sądowe i osobiste. W Prusach junkier, pisze historyk, dzierżył wobec chłopa uprawnienia władzy państwowej, policyjnej, administracyjnej i sądowej [Salmonowicz 59]. Sytuację zmieniono dopiero na początku XIX wieku. Tak jak większość tych reform, było to z powodu wystraszenia się przez monarchów rewolucji.

Ustrój wsi polskiej rozpadał się na dwa systemy: wsie na prawie niemieckim i na prawie polskim. Będziemy do tego jeszcze wracać. Miejscowości zorganizowane na te dwa sposoby były rozrzucone po całej Rzeczypospolitej i z punktu widzenia chłopskiego i dworskiego oba systemy miały swoje wady i zalety.

Prawo niemieckie, w swoich licznych odmianach jak przede wszystkim prawo magdeburskie, występowało w Polsce od średniowiecza. Było ono prawną metodą, żeby w zorganizowany sposób ściągnąć migrantów – niezależnie od nacji, często po prostu Polaków z innych terenów. Zwabiano ich z początku przywilejami, takimi jak wolnizny, czyli zwolnienia z danin nawet na dwadzieścia lat. Wprowadzano na wsi organizację na czele z sołtysem, oraz wyznaczano powinności, które będą obciążać ziemię. Elementem te organizacji były też sądy wiejskie, złożone z wójta czy sołtysa i chłopskich ławników. Sądy wiejskie wyrokowały na podstawie takiej mieszanki prawa niemieckiego, prawa polskiego (w zasadzie obowiązującego głównie szlachtę) i zwyczaju, a także praw wydanych przez pana [Łysiak 10-14].

Tam gdzie nie było wyraźnie wprowadzonego prawa niemieckiego, obowiązywało ludzi tak zwane prawo polskie. To był ten sam system, w którym żyła również szlachta, choć na innych zasadach stanowych dla chłopów. Wówczas pan organizował na wsi pod sobą sąd lokowany, w małej skali przypominający tak zwane sądownictwo ziemskie szlachty [Wyczański 1978 630].

Teoretycznie pan miał swobodę regulacji prawnej na swojej posiadłości i Jan Rutkowski stwierdza dość zdroworozsądkowo, że tą drogą wymuszono na chłopach w ciągu wieków zmniejszenie obszaru ich działek, a zwiększenie wymiaru pańszczyzny [Rutkowski 156]. Ale z drugiej strony zwraca uwagę, że możliwości egzekucji pomysłów właściciela były zasadniczo ograniczone. Mamy instrukcje dla oficjalistów z XVIII wieku stwierdzające, że trzeba sobie dać spokój z osadnictwem ziem niechcianych przez chłopów i „narzucać ziemię i czynsz na chłopa, który tego nie chce, byłoby to konia piwem traktować” [Rutkowski 157]. Włościanom zależało na ich gospodarstwie, zaś na pańskim praca odbywała się nieco na odwal, mówiąc kolokwialnie. I to pomimo tych środków przymusu i wpływu, jakie faktycznie mieli właściciele ziemscy.

W krajach absolutnych władza pańska mogła być na papierze mniejsza, ale za to szlachta miała na swoje usługi państwowy aparat przymusu. Królowie absolutni sami byli wielkimi latyfundystami, a ich personel składał się z arystokracji, więc państwo nowożytne było w dużym stopniu maszyną do egzekucji dominacji feudalnej.

Nawet historycy nabierali się na bezstronność absolutyzmu i można mieć tylko nadzieję, że z czasem będzie to mniej popularna ułuda. Celina Bobińska była jedną z uczonych, którzy początkowo bronili „postępowości” monarchii francuskiej i tamtejszego modelu poddaństwa, żeby złagodzić to stanowisko w latach 90. i stwierdzić, że: „zarówno podatki, cła państwowe, jak i świadczenia wobec zamku i kościoła pobierali ci sam poborcy. Czyli z jednej strony świadczenia feudalne były wymuszane w majestacie prawa królewskiego, a z drugiej strony fisk[us] państwowy działał za pomocą przymusu pozaekonomicznego” [Bobińska 54]. Jak zauważyła sama Bobińska, błędne odczytanie rzeczywistości może wystąpić przede wszystkim, jeśli ktoś bierze z jednej strony wiedzę o nadużyciach w jednym kraju, a z drugiej strony teoretyczny stan prawny w drugim kraju i zakłada, że prawo na przykład we Francji było wykonywane bezstronnie i dosłownie, co też jest w świetle źródeł dalekie od prawdy.

Z praktycznej perspektywy chłopa to nie była alternatywa obciążenia dla państwa albo obciążenia dla pana, tylko w najlepszym razie dwupak: obciążenia dla państwa i obciążenia dla pana albo głównie tylko obciążenia dla pana. Trzeba rozpatrywać sumę wszystkich obciążeń w jednej sytuacji przeciwko sumie w drugiej sytuacji. Dlatego nawet w XVIII wieku chłopom zdarzało się uciekać ze wschodnich Niemiec do Polski [Rutkowski 196], a z Rosji na Litwę czy do Polski to już tym bardziej. Z naszej perspektywy możemy sobie snuć teorie, że jak cię zapędzają maszerować w czworoboku i dać się zastrzelić w wojnie o sukcesję tronu gdzieś tam, to to jest historyczny postęp, a jak musisz orać pole, to jest buuu-zacofanie. Ale dla ludzi, którzy faktycznie brali udział w tych scenariuszach, to nie był zawsze czynnik wysuwający się na plan pierwszy.

W tej sferze zbyt łatwo jest uwierzyć, że mamy fantastyczną receptę na wszystkie problemy i gdyby tylko te głąby i janusze żyjące w XVII wieku chciały nas słuchać. Za politycznymi korzyściami z umocnienia tronu da się wysunąć szereg samych w sobie poprawnych argumentów. Kto jednak widzi w tym rozwiązanie kwestii społecznych, czy kwestii poddaństwa, obraca się niestety w sferach chciejstwa lub demagogii. Polska była otoczona państwami o silnej monarchii i bardzo podobnym ustroju społecznym, gdzie tron i szlachta eksploatowały włościan ręka w rękę. Twierdzić, że u nas byłoby inaczej, da się tylko na podstawie wiary w magiczną wyjątkowość narodu polskiego i pokolenie JP2.

Pierwsza państwowa reforma wsi umotywowana bardziej humanitarną troską o chłopów niż opłacalnością eksploatacji miała miejsce w imperium Habsburgów u progu lat 80. XVIII wieku. Było to pod wrażeniem strasznej klęski głodu w Czechach [Blanning 106-107]. Głód i epidemie nie były żadną nowością w ówczesnym świecie. Co było nowe, to wiara przyniesiona przez Oświecenie, że ludzka cywilizacja może zapobiec takim klęskom. Reformy planował przez kilka lat największy cesarz rzymski, oświecony Józef II Habsburg ze swoją mamą cesarzową Marią Teresą – panującą do 1780 roku. Prace nad reformą miały miejsce po pierwszym rozbiorze Polski, kiedy w samej Rzeczypospolitej Oświecenie też ogarnęło atmosferę umysłową i nawet obiady czwartkowe zaczynały się ludziom przejadać. Z tej racji reforma objęła też ziemie anektowane przez Austriaków w tak zwanej Galicji.

Treść patentu o zniesieniu poddaństwa z 1781 roku była następująca: po pierwsze, chłopi mogą swobodnie zawierać małżeństwa za darmo. Po drugie, chłopi mogą przenosić się między wsiami w ramach tej samej prowincji habsburskiej, pod warunkiem, że nie wykorzystują tego do unikania poboru do wojska. Po trzecie, włościanie mogą swobodnie uczyć się rzemiosła. Po czwarte, zniesiono przymus darmowej służby młodych ludzi na dworze, typowy dla krajów niemieckich, ale z wyjątkiem trzyletniego obowiązku pracy dla sierot. Po piąte, nie można na chłopów nakładać jeszcze dodatkowych obciążeń z wyjątkiem istniejących czynszów, pańszczyzny i obowiązku posłuszeństwa wobec pana w ramach prawa. To wszystko wprowadzono więc pod tytułem „zniesienia poddaństwa” [Józef Habsburg].

Historycy zdają sobie sprawę, że opór panów w krajach habsburskich był potężny i reformę uznaje się za klęskę w praktyce; pod jej wrażeniem wybuchł krwawy bunt chłopski w Siedmiogrodzie, który wojsko równie brutalnie stłumiło i skończyło się to egzekucjami przywódców [Blanning 107-110; Rutkowski 203]. Nie ma jednak wątpliwości, że Józef i Maria Teresa byli prekursorami reform rzeczywiście dążących do zniesienia poddaństwa w skali całych krajów, a ich działalność zapowiada wielkie zmiany na europejskiej wsi porewolucyjnej.

Poddaństwo osobiste

Jeśli chodzi o czyste poddaństwo osobiste, to Europa była podzielona na dwie części, które tutaj oznaczyłem na podstawie relacji Jana Rutkowskiego i innej wiedzy jak w opisie grafiki. Europa Południowa, Turcja i Rosja są tutaj nieklasyfikowane. Nie należy tego brać przesadnie poważnie odnośnie dokładnych granic, ale ilustruje generalną tendencję. To są obszary, na których prawo uznawało poddaństwo osobiste w co najmniej jednym sensie z trzech.

Mapa pokazuje tereny Rzeczypospolitej, imperium habsburskiego, Niemiec Wschodnich, a także niektóre Niemiec Zachodnich i Francji zacieniowane

[na podstawie Bloch, Kepsu, Rutkowski]

Sens pierwszy to zakaz wyprowadzki ze wsi, coś, co w prawniczej łacinie czyniło chłopa adscriptus glebae, czyli przypisanym do ziemi. W Polsce i ogólnie Europie na wschód od Łaby znak rozpoznawczy poddaństwa. Sens drugi to obowiązek służby we dworze przede wszystkim nastoletniej młodzieży z całej wsi. Istniało to szeroko w niemieckim obszarze kulturowym, zwykle w połączeniu z przywiązaniem do ziemi. W Polsce najem przymusowy występował najwyżej w odosobnionych przypadkach [Izydorczyk-Kamler 14-15, Rutkowski 99 i 113-114]. Wyróżniam tę kategorię ze względu na ciekawy przypadek Saksonii, gdzie nie było przywiązania do ziemi, ale praktykowano przymusową służbę [Rutkowski 111]. Sens trzeci, typowo francuski, to zakaz małżeństw bez zgody pana i ostre ograniczenia w dziedziczeniu ziemi. Były to prawa formariage i mainmorte.

W późnym średniowieczu poddaństwo miało tendencję do zanikania. Ogólnie na Zachodzie i zresztą też w Polsce powstał system oparty na korzystaniu z ziemi, czynszach i służebnościach określanych przez umowy osadnicze i dokumenty. Na Zachodzie ze względu na wojny, a na Wschodzie ze względu na pustki osadnicze ludzie byli ciągle w ruchu. Stąd często nie mieszkali w swoim miejscu od jakichś „niepamiętnych czasów”, tylko w którymś momencie pan pozwolił im się osiedlić na swojej ziemi na warunkach kontraktu i te kontrakty były gdzieś przechowywane na papierze.

Część ziemi w systemie feudalnym była dzierżawiona chłopom, a część – czyli folwark – pozostawała w rękach pana. Wraz z rozwojem cywilizacyjnym liczba ludności wzrastała – pan zwykle wydzierżawiał ziemię nowym chłopom za czynsz i w końcu pozostawał często bez własnej bezpośredniej posesji. Tutaj mówimy przede wszystkim o terytoriach najbardziej rozwiniętych i bogatych w Europie Zachodniej. I potem zwłaszcza jeżeli pan potrzebował pieniędzy ze względu na różne wojny, jak wojna stuletnia, a chłopi mieli fundusze, to mogli się wykupić z poddaństwa osobistego. Panom zdarzało się nawet na to naciskać dla krótkoterminowego dochodu dla siebie [Bloch 106, 109]. Ale ponownie, dotyczyło to poddaństwa osobistego i nie ruszało powszechnego poddaństwa sądowego i ekonomicznego.

Dlaczego nie doszło do wykupienia poddaństwa w Niemczech Wschodnich, w Austrii czy w Polsce? To są wciąż kwestie sporne, ale jeden z mocniejszych argumentów jest taki. Ponieważ gęstość zaludnienia była niższa, większość panów zachowała własne działki ziemi, rozwijające się w folwarki. Co za tym idzie, senior feudalny mógł zarabiać pieniądze niekoniecznie sprzedając na przykład zwolnienia od poddaństwa osobistego, tylko skupiając się na lepszym wykorzystaniu swojej ziemi za pomocą służby, pracowników najemnych czy też w praktyce pańszczyzny.

Nie oznaczało to, że we wczesnej epoce nowożytnej, czasach późnego średniowiecza czy renesansu chłop na wschodzie miał gorzej niż na zachodzie. Badania polskiej wsi wskazują wręcz na względnie korzystne warunki [Guzowski 145-147]. Ale wydaje się, że wraz z upływem czasu pozycja ekonomiczna europejskiego Wschodu spadała. W przypadku Polski miał tu swój udział wzrost liczby wojen, a potem oczywiście wielki szok „Potopu” szwedzkiego.

To jest zresztą częsty problem opisów życia chłopów na Wschodzie, że opisuje się skutki biedy i zacofania, różne rozpadające się chałupy i tak dalej, jako skutki poddaństwa. Tymczasem na Zachodzie początkowo wydobyto się z biedy pomimo poddaństwa i dopiero wtedy pojawił się nacisk na jego zanik. Podobnie u nas bywały pod poddaństwem różne sytuacje. W warunkach słabości gospodarczej uwolnienie się od poddaństwa byłoby owszem pozytywne dla chłopa w sensie ludzkim, ale w żadnym razie nie wydobyłoby go automatycznie z biedy. Nawet Europa Wschodnia między wojnami światowymi w XX wieku – długo po zniesieniu poddaństwa, pojawieniu się przemysłu, różnych reformach takich i owakich – była pełna obrazków nieraz dramatycznego ubóstwa.

Teraz – co oznaczały poszczególne elementy poddaństwa osobistego. Jeżeli mielibyśmy wybrać główny jego symbol, to byłby to pewnie zakaz wynoszenia się ze wsi. W takim reżimie poddany musiał pozostawać tam, gdzie był i nie mógł się wynieść do innego pana. W Polsce za decydującą datę uznaje się zwykle statut piotrkowski z 1496 roku, który rozciągnął na całe królestwo ograniczenie nałożone jeszcze przez Kazimierza Wielkiego w Małopolsce: mianowicie, że ze wsi może wyjść tylko jeden kmieć rocznie. Całkowitego zamknięcia do wychodzenia za wsi historycy szukali w różnych konstytucjach (czyli uchwałach) sejmowych z pierwszej połowy XVI wieku [Bardach II 51]. O tych ustawach nic nie wspomina Wincenty Skrzetuski w swojej historii tej kwestii [Skrzetuski II 155-157], z czego wynika, że albo już o nich trochę zapomniano w XVIII wieku, albo nie uważano ich za kluczowe. Taka jednak była praktyka, że ze wsi się wynieść nie było wolno bez zgody pana.

Drugą stroną zakazu wychódźstwa było zbiegostwo i jego ściganie jako przestępstwa. Gdzie się dało, szlachta oczekiwała tego od aparatu państwa. W takiej francuskiej prowincji Franche-Comté zniesiono ściganie zbiegostwa pod koniec XVIII wieku wśród wielkich awantur i straszenia szlachty wojskiem [Markov, Soboul 33]. W Niemczech nadbałtyckich, Holsztynie czy Meklemburgii ścigano zbiegostwo jako krzywoprzysięstwo wobec pana; na Pomorzu Przednim, należącym wówczas do Szwecji, schwytanych piętnowano rozpalonym żelazem [Rutkowski 103]. To tylko przykłady. W Polsce, tak jak wspomniałem, zbiegostwo było nielegalne, ale pomimo tego nagminne. Instrukcje sejmików i konstytucje sejmowe przez wieki właściwie na okrągło szarżowały na zbiegostwo chłopów, że jest to duży problem, zakazuje się mocno i niech ktoś coś z tym wreszcie zrobi.

„Coś” z tym by pewnie zrobiła policyjna machina państwa zdecydowanie monarchicznego. Do tego w Rzeczypospolitej nie doszło z zupełnie oddzielnych przyczyn. Szlachta była więc głównie zdana na siebie, ewentualnie na system sądowy, który działał powoli. Tam, gdzie był pan, któremu chłop uciekł, był zresztą zawsze inny pan, który zbiegłego chłopa przyjął i przyciągnął go jakimiś korzystniejszymi warunkami – i co im można było zrobić, tak naprawdę. Motywacja z obu stron była ekonomiczna – potrzeba uzyskania lub odzyskania rąk do pracy. Gorzej było, jeżeli chłopi uciekali gdzieś daleko, na szeroką Ukrainę albo w ogóle poza obszar Rzeczypospolitej, bo zbiegostwo istniało w obie strony granicy.

Pomimo to faktem jest, że w oficjalnym prawodawstwie i instrukcjach dla oficjalistów majątków można znaleźć różne kary i metody walki ze zbiegostwem. Tak jak o tym wspomnę w drugiej części, różne książki podróżnicze, poradniki i teksty publicystyczne z epoki są znacznie mniej wiarygodnym źródłem. Instrukcje postępowania w majątkach zawierają takie pomysły, jak odpowiedzialność zbiorowa i zmuszenie całej wsi, z której ktoś zbiegł, do odpracowywania powinności zbiegłej rodziny. Gdzie indziej nakazywano bić rózgami takich, którzy wiedzieli o zamiarze ucieczki sąsiada i nie donieśli o tym do dworu [Rutkowski 98-99].

Trzeba pamiętać, że wszelkie takie informacje mówią nam tylko o planach w jednym majątku. W Polsce teoria poddaństwa opierała się na interpretacji kontraktów osadniczych i dopiero na to nakładały się elementy prawa regionalnego czy ogólnopaństwowego. Każdy wysiłek kontrolowania chłopa miał swój koszt, a na folwarkach szlacheckich rentowność szła w dół z każdą osobą zatrudnioną do czegoś [Wyczański 1960 188-189].

Generalnie zakładałbym śmiało, że w Polsce poddanych dyscyplinowano przez bicie i w tym temacie komentarz dla dzisiejszego odbiorcy. Epoka, o której mówimy, i czasy daleko późniejsze były przyzwyczajone do przemocy. Bito chłopów, bito dzieci, chłopi też bili różnych funkcjonariuszy pańskich, których zdybali, bito się we wsi i bito członków rodziny i gospodarstwa domowego [szeroko o tym Korczak-Siedlecka]. Tego samego mógł się spodziewać na przykład uczeń rzemieślnika. To, że szlachta miała być wolna od kar cielesnych, to był jej bardzo specjalny przywilej. Typowy szlachcic w szkole, wojsku, dużym mieście królewskim czy na dworze magnackim i tak mógł sobie nieraz taki przywilej schować do szuflady.

Brandenburgia, czyli po 1701 roku część Królestwa Prus, starała się ograniczyć kary cielesne w XVIII wieku. W 1709 roku nakazano w królewszczyznach stosować je tylko po wyroku sądu (oczywiście w pełni zawisłego od króla), choć później ponawiano zakaz ze względu na słabe przestrzeganie. W roku III rozbioru, 1795, oświeceniowy postęp zaszedł jeszcze dalej i w ogóle zakazano bicia poddanych kijami – zalecając jako cywilizowany zastępnik bicie rózgami przez ubranie [Rutkowski 115].

Sprawę obowiązku służby na dworze chcę omówić krótko, ponieważ temat raczej nie dotyczył Polski. W XVIII wieku wyznaczano pracę w manufakturach magnackich w ramach pańszczyzny, ale służba dworska była powiązana z osobą, nie z pańszczyzną z ziemi. W krajach wschodnioniemieckich i Czechach obowiązek służby dotyczył głównie młodzieży w wieku nastoletnim [Blanning 105-106]. Ale mogło to dotyczyć i sześciolatków. Młodzi musieli się stawić na kilka lat do pracy na dworze w pełnym wymiarze, choć tak naprawdę okres służby nie był zawsze określony. W Prusach Wschodnich w 1773 r. wymiar służby wyznaczono na pięć lat dla wszystkich zarówno w królewszczyznach, jak i w majątkach prywatnych [Rutkowski 109-110]. W tych krajach znano także pańszczyznę wyznaczaną od posiadania ziemi, ale obowiązek służby był od tego niezależny i obciążał każdego poddanego bez względu na ziemię [Rutkowski 109]. W Prusach Wschodnich rozciągnięto taki obowiązek nawet na dzieci tak zwanych wolnych włościan w 1767 roku [Rutkowski 113].

Dalej, istnieje sprawa formariage, czyli zgody pana na zawieranie małżeństw. Brać ślub z osobami spoza majątku często można było jedynie za wykupieniem się i dobrą wolą dziedzica ziem. Było to jedno z ograniczeń, które uznawano za składnik poddaństwa we Francji. Wielu chłopów płci obojga w ogóle nie mogło znaleźć małżonka, ponieważ nie było ich stać albo nikt nie chciał brać ślubu z chłopem poddanym, żeby nie ryzykować poddaństwa dla siebie i dzieci [Bloch 111-112]. Koncepcja ograniczeń małżeństw była najwyraźniej rozpowszechniona w Europie i występowała właściwie we wszystkich krajach północno-wschodnich Niemiec. Zakazywano tam małżeństw, żeby utrzymać bezżennych parobków i niezamężne dziewczyny na dworze. Śluby były dozwolone według kolejki i wysługi lat [Rutkowski 104-105]. Ogólnie wszędzie najbardziej chodziło o to, żeby ludzie przez ślub nie przenosili się na majątek kogoś innego.

W Polsce sprawa małżeństw budzi nieraz pewną ekscytację teoretyczną, ale z tym żeby była wspominana w prawdziwych regulacjach i dokumentach, jest gorzej. W Koronie Polskiej zgody na małżeństwa wymagano chyba na niektórych majątkach ruskich, i to nieraz wybiórczo, głównie dla bogatych rodzin chłopskich. Raczej zachęcano parobków – czyli pracowników za wynagrodzenie – żeby się żenili, i czasem nawet dostawali do tego jakieś szlacheckie dopłaty, bo wtedy mogli założyć gospodarstwo i odrabiać pańszczyznę [Rutkowski 100-101]. Nie było w Polsce dużej motywacji do trzymania młodzieży chłopskiej jako służby. Nowszy badacz tej kwestii doszedł do podobnych wniosków co Jan Rutkowski [Terlikowski 50-51]. Na ziemiach ruskich opłata od małżeństwa funkcjonowała jako tak zwana kunica; w Polsce etnicznej występowała sporadycznie. Poza tym zezwolenie pana czy jego brak nie miało wpływu na ważność małżeństwa w świetle prawa kanonicznego.

Jako takie małe podsumowanie, w Polsce istotą poddaństwa osobistego było właśnie przywiązanie chłopa do swojej wsi, ograniczenie często łamane z chętną pomocą innych panów, ale wciąż realne i poważnie ograniczające perspektywy życiowe i pozycję ekonomiczną włościanina.

Kontrowersja o handlu chłopami

W Internecie spotykam się z argumentami, że sprzedaż ziemi w dawnej Polsce – mówię w Polsce, bo zwykle takie dyskusje odbywają się w błogiej nieświadomości europejskiego feudalizmu – że był to handel ludźmi, ponieważ po sprzedaży ziemi chłopi pozostawali na niej i podlegali teraz nowemu panu. Mam wrażenie, że te same osoby byłyby równie oburzone na ludzi sprzed czterystu lat, gdyby było zupełnie odwrotnie, to znaczy gdyby włościanin pozostawał związany z panem na zawsze bez względu na ziemię i musiał ją opuścić po sprzedaży.

Tym niemniej trochę obok istnieje poważniejsza kontrowersja, czy pan mógł sprzedać chłopa, czy też ujmując rzecz ściślej swoje prawa senioralne, niezależnie od transakcji ziemią.

Najpierw argumentacja świadcząca o takim handlu. O umowach sprzedaży samych chłopów wspomina Jan Rutkowski, nazywając ten proceder „jedną z najciemniejszych stron poddaństwa polskiego”. Ocenia on, że prawo w ogóle nie wypowiadało się na ten temat, nie zezwalało, ale i nie zakazywało [Rutkowski 101-102; nb. odesłania do Skrzetuskiego nie pasują tu do wyd. 1784, zob. zamiast tego: 135, 147-148, 168]. W latach pięćdziesiątych Janusz Deresiewicz wydał wybór tekstów mających świadczyć o handlu chłopami, co ciekawe zupełnie na zachodzie w Wielkopolsce – ale wbrew pozorom tam mogło się to zgadzać z praktyką w niedalekich krajach niemieckich. Jednak nawet krytyka marksistowska tamtych lat wytykała, że po pierwsze Deresiewicz opublikował wybór dokumentów, które mu pasowały i nie wiadomo, jak się one mają do reszty, a po drugie, że sformułowania prawne świadczyłyby o sprzedaży uprawnień feudalnych, a nie samych chłopów [Orzechowski 281-282, 293-296].

Różnica między własnością osoby, czyli niewolnictwem, a własnością uprawnień ograniczających kogoś, mogłaby zająć cały film. W zupełnym skrócie, niewolnik nie ma zdolności do czynności prawnych i można z nim zrobić co się chce, jak z przedmiotem. I mówimy tu o uniwersalnej sytuacji niewolnika, a nie takiej, gdzie ktoś cyniczny chce sobie udramatyzować i zrównać na przykład feudalizm ze sprzedawaniem ludzi prosto z ładowni galeonu. Natomiast uprawnienia do czyjejś pracy czy nakazywania mu są w ramach prawa publicznego; i w tym sensie dzisiaj policjant może wam jako dorosłej osobie coś nakazać w pewnych sytuacjach albo wasz pracodawca przejmować autorskie prawa majątkowe do waszej pracy i nawet nimi handlować. Natomiast podobnie jak chłop możecie kupować, sprzedawać, zeznawać w sądzie, zawierać ważne umowy, jesteście prawnie osobą, a nie niewolnikiem.

Mamy ogólnikowe wzmianki, że chłopa można sprzedać, pochodzące od bardzo późnych prawników wzywających do reformy w późnym XVIII wieku. To jest wspomniany Skrzetuski czy Teodor Ostrowski, których celem jest często poruszenie czytelnika [Ostrowski cytowany przez Rutkowskiego twierdzi na s. 47: Poddani na roli osiedli i pańszczyznę odbywający, nie tylko sami, ale i z potomstwem swym są własnością dziedzica. Tak, że ich darować, przedać, na inną rolę lub wieś przenieść prawnie wolen. Wymus atoli nowych, nad posiadany przez kmiecia grunt, danin i robocizn, zawsze przeciwiłby się sprawiedliwości. – nawet on otwiera mocną frazą (taką do przeklejenia na Twitterka i niech król Poniatowski polajkuje) i musi się wycofać, że sprzedaje się prawo do dziedzicznej pracy (w ujęciu K. Orzechowskiego), w feudalnym społeczeństwie całkowicie opartym na dziedzicznych obciążeniach i prawach]. Wspominają oni na przykład zakaz wychódźstwa ze wsi, i zazwyczaj raczą nas całą historią, konstytucjami sejmowymi i szczegółami sięgającymi Piastów.

W przeciwieństwie do innych spraw autorzy tajemniczo nie rozwijają tematu handlu chłopami, nie idą w tę piękną okazję do dramatycznych obrazków i krasomówstwa. Gdyby sprzedawano chłopów legalnie i na co dzień, to pewnie zakaz tego byłby w minimalnym programie lewicy Sejmu Czteroletniego, Konstytucji 3 Maja czy choćby patencie cesarza Józefa II, posiadającego już ziemie polskiej Galicji. Co do pozostałych zaborców, to Rosja wręcz rozciągnęła na zagarnięte ziemie legalny handel chłopami wkrótce po I rozbiorze [Kostrowicka i in. 48]. Przynajmniej w oświeceniowych Prusach Wschodnich taki handel był w ogóle w granicach prawa, chociaż dbając o propagandę wprowadzono prawny zakaz wzmianek o procederze w prasie [Rutkowski 116-118]. Jeszcze w 1756 roku zalegalizowano handel poddanymi w Bawarii [Rutkowski 127].

Ogólnie dla Korony Polskiej traktowałbym to jako pewne patologiczne działanie, nienależące do systemu, będące próbą pogrywania sobie przez niektórych panów z systemem prawnym. Wielu ludzi chciało z tego zrobić integralny element wizji polskiego systemu poddaństwa, ale – pomimo silnej motywacji w tym kierunku – przez ostatnie dwieście pięćdziesiąt lat merytorycznie niewiele z tego wyszło.

Prawo chłopa do ziemi

Spojrzymy teraz na kwestię legalnego prawa chłopa do ziemi. W nowożytnej Francji typowa już była dzierżawa za czynsz i ta dzierżawa była uznawana za wieczystą i dziedziczną. Teoria prawna uznawała wręcz chłopów dzierżawców za propriétaires, posiadaczy [Bloch 129], chociaż ponownie, byli po prostu chłopami. Faktycznie korzyść pana była tyleż z czynszu, ile z różnych monopoli i opłat wygrzebanych często w dawnych dokumentach [Bloch 130-133]. To właściwie poddaństwo ekonomiczne, które zostawiamy sobie na deser. Nieraz francuski pan zdołał jednak przerzucić chłopów nowe na umowy o métayage, czyli oddawanie części plonu oraz feudalną podległość [Bloch 140-141].

Za prawdziwych „poddanych” we Francji uważano tych niezbyt licznych włościan, którzy podlegali prawu mainmorte, martwej ręki [Rutkowski 130]. W drodze mainmorte pan mógł po prostu odziedziczyć dobra chłopa po śmierci, jeśli ten nie miał bezpośredniego potomstwa. Pan zwykle przyłączał taką ziemię do swojego gospodarstwa prywatnego , które w Europie Centralnej nazwalibyśmy folwarkiem. Włościanin nie mógł też swobodnie sprzedać ani darować ziemi [Rutkowski 130-131].

Żeby zrozumieć sytuację w Niemczech i Polsce, musimy zapoznać się z pojęciami tak zwanego „dobrego” i „złego” prawa do ziemi. Żadne z tych praw nie podważa faktu, że pan jest właścicielem posesji, natomiast dotyczą one użytkowania czy dzierżawy ziemi przez włościan. Może nie wszyscy zdają sobie sprawę, że dzisiaj poboczne prawa różnych osób do użytkowania też mogą być wpisane do księgi wieczystej i to nie jest takie proste, że jest się właścicielem nieruchomości albo nie.

W każdym razie „dobre” prawo do ziemi polegało na tym, że chłop nie mógł być z niej usunięty, a także że mógł swój nadział dzielić czy sprzedać wedle uznania. Formalnie zwykle wymagało to zgody pana – ale Jan Rutkowski dostrzegł w aktach polskich wsi, że czasem taką zgodę wpisywano po latach, jeśli w ogóle, i nie przeszkadzało to ważności sprzedaży [Rutkowski 132, analogicznie Guzowski 83-84].

„Złe” prawo do ziemi to takie, w którym pan może odbierać i nadawać włościanom pola wedle swojego uznania. Jan Rutkowski wspomina o niemieckim przysłowiu, żeby nie słać łóżka przed wieczorem, bo można być jeszcze w tym czasie wyrzuconym z gospodarstwa [Rutkowski 138].

Obie te formy użytkowania występowały w Polsce i nie ma to nic wspólnego ze sprawą tak zwanych wolnych chłopów: mowa tutaj cały czas o typowych chłopach poddanych. Jest to jeszcze jedno przypomnienie, jak skomplikowany był ustrój poddaństwa i jak wszystko się mogło zmieniać ze wsi do wsi.

W Niemczech widać było zgrubny podział regionalny. W Niemczech południowo-zachodnich zazwyczaj występowało „dobre” prawo do ziemi, znane jako lenne kmiece albo prawo dziedziczne, albo jakoś podobnie. Chłopa dało się wciąż usunąć z ziemi, jeżeli ją zaniedbywał albo nie płacił czynszów, wymagano też zgody pana przy sprzedaży [Rutkowski 144-145]. Znano też umowy dożywotnie z chłopami albo kontrakty na kilka lat [Rutkowski 145-146], które zbliżałyby się do wiejskiego protokapitalizmu, który pojawiał się we Francji i oczywiście dominował w Anglii.

Niemcy północno-zachodnie to kraina „złego” prawa do ziemi. To efekt wojny trzydziestoletniej w latach 1618-48. Krwawy chaos wypędził wielu chłopów z ich gospodarstw, a kiedy organizowano osadnictwo od nowa, narzucono im gorsze warunki [Rutkowski 137-138]. Też było jednak różnie w różnych miejscach. W XVIII wieku istniała tu i ówdzie tendencja do przenoszenia chłopów na krótkoterminowe dzierżawy, gdzie czynsze ustalała licytacja [Rutkowski 139-140].

W pruskich dobrach królewskich próbowano różnych ciekawych reform, które z założenia miały rozruszać ekonomicznie chłopów. Na początku XVIII wieku próbowano wprowadzić coś w rodzaju dobrowolnego uwłaszczenia, to znaczy włościanin mógł wykupić ziemię na własność. Ale wymagało to od chłopów dużej paki pieniędzy i wyrzekali się w ten sposób wsparcia ekonomicznego dworu, więc nie było na to entuzjazmu [Rutkowski 141]. Jest to bardzo ciekawe historycznie i może pokazywać, że chłopi musieli nabrać cywilizacyjnie pewnego stopnia bogactwa jak na zachodzie Europy, żeby mieć w interesie samodzielną własność typu farmerskiego.

W ciągu XX stulecia zbadano dokumentację o prawie chłopów do ziemi w Polsce, co się ożywiło, tak jak w innych kwestiach okołochłopskich, w czasach PRL. Jednym z badaczy był Stanisław Russocki. W jego ocenie lepsze prawo do ziemi wiązało się z osadnictwem na prawie niemieckim i, paradoksalnie, kontrakty osadnicze ustanawiały ostrzejsze poddaństwo osobiste i sądowe. Takie „dobre” prawo chłopa do obrotu ziemią nazywało się prawem zakupnym, zakupieństwem. Pan mógł usunąć włościanina z ziemi, ale musiał mu spłacić wysoką kaucję w gotówce.

Przeciwieństwem czegoś takiego było polskie prawo zwyczajowe, zwane „układem ziemskim”. Ono w mniejszym stopniu wiązało włościan jako poddanych, ale sprawiało, że ich nadziały były jedynie bezterminową dzierżawą; mogli być usunięci na życzenie pana [Russocki 175-176, o dwóch prawach wypowiada się też Skrzetuski 153-154].

Co ciekawe, na Mazowszu istniało zjawisko pożyczania pieniędzy przez ubogą szlachtę od poddanych. Czasem kończyło się to niewypłacalnością szlachty i przepadkiem ziemi na rzecz włościanina, który w ten sposób obejmował ją na własność [Russocki 176]. Zresztą od dawna wiadomo, że istnieli biedni folwarczni panowie żyjący z paru małorolnych chłopów na krzyż; wbrew temu, co się wydaje ekspertom z Netfliksa, takiego szlachcica nie było stać na wystawne życie, tylko prędzej pomieszkiwał w rozlatującym się dworzyszczu i mógł być nawet zmuszony zimować, rok w rok, w zabudowaniach własnych chłopów [Rutkowski 205-206]. Zainteresowanym polecam mój film sprzed wielu lat o rozwarstwieniu szlachty w Rzeczypospolitej.

Mniej więcej od późnego XVI pojawiało się w aktach określanie zakupnych nadziałów chłopskich jako „własności”, podczas gdy prawa senioralne właściciela ziemi określano oddzielnie jako „państwo” [Russocki 178-179]. Oczywiście nie była to powszechna praktyka i najchętniej pisano o „własności” w umowach zawieranych przez samych chłopów i sporządzanych przez nich czy dla nich. To najwidoczniej jedno z ujęć płynnego ładu prawnego Rzeczypospolitej – w tym wypadku przypominające francuskie pojęcia o chłopach jako propriétaires, nad którymi wisi władza dominialna. I to o handlu tą władzą, tym „państwem”, mówiliśmy wcześniej przy rzekomym handlu chłopami.

Jaki był dokładnie udział prawa zakupnego i zwykłej dzierżawy, tego chyba do dziś nie wiadomo. Niekoniecznie któraś z tych opcji była jakoś radykalnie lepsza dla chłopa w praktyce. Przy „złym”, dzierżawnym prawie do ziemi chłop mógł powiększyć swój nadział przez zwyczajny układ z dziedzicem, o ile tylko jego gospodarka udźwignęła powiązany z tym czynsz czy pańszczyznę – natomiast przy prawie zakupnym musiałby wyłożyć pieniądze na dokupienie ziemi.

Co ciekawe, ta sprawa nabrała potem znaczenia w Księstwie Warszawskim stworzonym przez Napoleona. Po formalnym zniesieniu poddaństwa przez cesarza Francuzów chciano uporządkować mętną sytuację na wsi i stwierdzono, że właścicielem ziemi, w mocnym jednoznacznym rozumieniu Kodeksu Napoleona, jest pan, a nie chłop. Nie dotyczyło to jednak „lepszego” zakupnego prawa do ziemi. Przynajmniej w Wielkopolsce były już pruskie księgi ziemskie świadczące o takim właśnie statusie dużej liczby gospodarstw [Opaliński 154]. Ponieważ skądinąd mamy dużo informacji o prawie zakupnym w Małopolsce i o specyficznych „lepszych” prawach do ziemi pojawiających się na Mazowszu i Pomorzu [Russocki 176, 178], cała bezdyskusyjna Polska etniczna znała w jakimś zakresie włościański obrót ziemią [Guzowski 86].

Poddaństwo ekonomiczne

Ta wyliczanka może być już trochę nużąca, ale trzeba przynajmniej wspomnieć o różnych formach korzyści ekonomicznej – poza rentą – które odnosił pan feudalny. Przede wszystkim miał on ziemie wspólne nienależące do żadnego gospodarstwa włościan, a więc lasy i pastwiska. Chłop nie mógł tam polować. Zbieranie drewna na opał i tym podobne użytkowanie musiało się odbywać co najmniej za zgodą właściciela. Zwykle trzeba było płacić nie tylko za takie rzeczy, ale jeszcze na przykład obowiązkowo korzystać z pańskiego młyna czy pieca za opłatą, co było dodatkowym źródłem gotówki dla dworu. We Francji przedrewolucyjnej były to znienawidzone banalités, banalitety [Markov, Soboul 33].

W Polsce z tego co wiem raczej nie broniono chłopom piec chleba, ale był jeszcze jeden sławetny monopol zwykle dzierżawiony karczmarzom – a mianowicie propinacja, obowiązek picia alkoholu, piwa i wódki produkowanych przez pana feudalnego. Ten obowiązek czasami stawał się naprawdę dosłowny, kiedy gospodarstwom wyznaczano ile beczek „powinny” wypić normalnie w ciągu roku albo na przykład z okazji wesela. W tychże karczmach egzekwowano też nieraz monopol solny i żelazny, czyli kupno gwoździ [Kula 218-219].

W XVIII wieku magnaci zwłaszcza na wschodzie Rzeczypospolitej tworzyli manufaktury na przykład tekstylne i szklane. Pracowano w nich w ramach zakresu pańszczyzny i ich produkty również narzucano chłopom. Były to wszystko elementy bardzo ciekawego zjawiska, ponieważ chłopi generalnie mieli pieniądze [Guzowski 66-68], szlachta chciała tych pieniędzy i próbowała je wyciągać przez różne mniej czy bardziej narzucane włościanom przedsięwzięcia handlowe. Głównym kanałem i tym najbardziej udanym była sprzedaż alkoholu, ale próbowano bardzo różnych rzeczy, w tym właśnie płótna czy gwoździ [Kula 83-84, 154-156].

Jak wiadomo, obrazki propinacyjne były później ukochane przez propagandę PRL w ramach przedstawiania, jak to kiedyś było źle chłopom. Wobec słabej popularności komunizmu wśród chłopów wytwarzało to zabawną schizofrenię w kulturze PRL, gdzie chłopi byli jednocześnie grupą wychwalaną i podejrzaną o wstecznictwo. Dzisiaj w Polsce chłopów płci obojga już prawie nie ma. Co za tym idzie, żyjemy w idealnych czasach dla chłopomańskiego świata fantasy, dowolnie kształtowanego, którego nikt mający realny głos nie zakwestionuje.

Ale trzeba pamiętać, że w praktyce feudalizm i komunizm jako systemy gospodarcze znajdują swoje cechy wspólne, które tak mimochodem zauważał nawet Witold Kula, a wśród nich jest właśnie duża ambicja sztywnej regulacji handlu. System cechowy rzemiosła miejskiego też był ściśle oparty na przywilejach i monopolach, ograniczających gdzie kto może czy musi pracować i sprzedawać. Służyło to gwarancji cen i zatrudnienia dla rzemieślników, a głównie elity tak zwanych mistrzów [Kula 91-92].

Ta sztywna regulacja gospodarki to jest kontekst, w którym istniały też monopole dominialne właścicieli ziemskich. Niewiele osób pamięta, że teoretycznie państwo sarmackie było w ogóle gospodarką odgórnej państwowej regulacji cen, a to za pomocą taks wojewodzińskich [por. Kula 96-97].

Konkluzja

Europa nowożytna składała się z krajów o gospodarce rolniczej. Większość ludności utrzymywała się z uprawy roli. Własność ziemi pozostawała w rękach elity wywodzącej się jeszcze ze średniowiecza. Co ciekawe, nawet w XXI wieku taki stan własności jest w dużej mierze zachowany przede wszystkim w Wielkiej Brytanii.

W dawnych czasach jednym z powodów, dlaczego właśnie takie społeczeństwa zwyciężyły, a nie na przykład federacje plemienne Prusów czy Wieletów, była niewielka nadwyżka produkcyjna istniejąca w ogóle w gospodarce – zwłaszcza w Europie Wschodniej. Wykonywanie funkcji militarnych czy organizacyjnych w społeczeństwie wiązało się z dużą nierównością dochodu.

Na tle Europy, do wad położenia chłopa w Polsce należały: niski poziom rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego na Wschodzie; odcięcie większości chłopów od możliwości dochodzenia swoich praw przed sądami państwowymi; wysokość pańszczyzny ustawiona na co najmniej jeden dzień w tygodniu od łana przez statut toruński, a w praktyce istotnie więcej; zaliczę tu jeszcze pesymistycznie zupełny zakaz wychodzenia ze wsi, choć nie jest jasne, na ile i czy w ogóle było lepiej w sąsiednich krajach niemieckich.

Do relatywnych zalet położenia chłopa w Polsce należały: brak istotnej eksploatacji włościan przez państwo; brak poboru do wojska (z wyjątkiem naruszeń pogranicza przez Prusy w XVIII wieku); brak scentralizowanego aparatu przymusu wspierającego pana feudalnego; brak obciążenia dzieci i młodzieży darmową służbą na dworze; faktyczna mobilność i rzadkie zaludnienie dużych przestrzeni, co umacniało pozycję chłopa wobec pana w praktyce.

W następnym odcinku dopełnimy tego obrazu, zajmując się centralną kwestią opłaty za ziemię w postaci pańszczyzny. Jak to się stało, że chłopi musieli pracować w ten sposób i jak zmieniał się wymiar tej pracy? Jak można było zorganizować ustrój wsi w Europie? Jakie pole manewru miały Polska i Rzeczpospolita? O tym w następnym filmie.

Literatura

Blanning = T.C.W. Blanning, „Joseph II”, New York/London 2013 (Routledge).

Bloch = Marc Bloch, „French Rural History”, Berkeley/Los Angeles 1970 (Univ. of California Press).

Bobińska = Celina Bobińska, „Polskie zakupieństwo o francuska censive”, Acta Univ. Lodziensis Folia Historica 46 – 1992.

Guzowski = Piotr Guzowski, „Chłopi i pieniądze na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych”, Kraków 2008 (Avalon).

HPWL II = „Historia Polski w liczbach. Tom II: Gospodarka”, Warszawa 2006 (Główny Urząd Statystyczny).

HPWL III = „Historia Polski w liczbach. Tom III: Polska w Europie”, Warszawa 2014 (Główny Urząd Statystyczny).

Izydorczyk-Kamler = Anna Izydorczyk-Kamler, „Praca najemna na wsi małopolskiej w XVI i pierwszej połowie XVII wieku”, Kwartalnik Historyczny 97 – 1-2/1990.

Józef Habsburg = patent o zniesieniu poddaństwa z 1.11.1781 r., tłumaczenie dostępne:
https://ghdi.ghi-dc.org/docpage.cfm?docpage_id=4028&language=english

Jurkiewicz = Jan Jurkiewicz, „Powinności włościan w dobrach prywatnych w Wielkim Księstwie Litewskim w XVI-XVII wieku”, Poznań 1991 (Wyd. UAM).

Kepsu = Kasper Kepsu, „The Unruly Buffer. Zone The Swedish province of Ingria in the late 17th century”, Scandinavian Journal of History, 2017, Vol. 42, No. 4.

Kopczyński = Michał Kopczyński, „Studia nad rodziną chłopską w Koronie w XVII-XVIII wieku”, Warszawa 1998 (Krupski i S-ka).

Kostrowicka i inni = Irena Kostrowicka, Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski, „Historia gospodarcza Polski XIX i XX wieku”, Warszawa 1978 (Książka i Wiedza).

Kula = Witold Kula, „Teoria ekonomiczna ustroju feudalnego”, Warszawa 1983 (Książka i Wiedza).

Księga wsi Wysoka = „Księga sądowa wsi Wysoka k. Łańcucha”, opr. Andrzej Techmański, Kraków 2017 (Księg. Akademicka).

Łowmiański = Henryk Łowmiański, „Studia nad dziejami Wielkiego Księstwa Litewskiego”, Poznań 1983 (Wyd. UAM).

Łysiak = Ludwik Łysiak, „Prawo i zwyczaj w praktyce małopolskich sądów wiejskich XV-XVIII wieku”, Czasopismo Prawno-Historyczne XXXIV – 2/1982.

Małowistowie = Iza Bieżuńska-Małowist, Marian Małowist, „Niewolnictwo”, Warszawa 1987 (Czytelnik).

Markov, Soboul = Walter Markov, Albert Soboul, „Wielka Rewolucja Francuzów 1789”, Wrocław 1984 (Ossolineum).

Opaliński = Tomasz Opaliński, „Chłopskie prawa do ziemi i udział chłopów…”, Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych, LXXXI/2020.

Orzechowski = Kazimierz Orzechowski, „O władzy pana feudalnego wobec uzależnionych od niego chłopów”, Czasopismo Prawno-Historyczne XII – 1960.

Ostrowski = Teodor Ostrowski, „Prawo cywilne Narodu Polskiego” (tom I), Kraków 2022 (IURA Źródła Prawa Dawnego, ale numeracja stron zachowana z wyd. Warszawa 1787, drukarnia J.K.Mci i R.P. pijarów).

Rostworowski = Emanuel Rostworowski, „Historia powszechna – wiek XVIII”, Warszawa 2004 (Wyd. Naukowe PWN).

Russocki = Stanisław Russocki, „Chłopskie »prawa zakupne«: forma użytkowania gruntów czy własność podległa?”, Kwartalnik Historyczny 87 – 1-2/1980.

Rutkowski = Jan Rutkowski, „Wieś europejska późnego feudalizmu”, Warszawa 1986 (PIW).

Salmonowicz = Stanisław Salmonowicz, „Dzieje państwa i społeczeństwa”, Poznań 1987 (Wyd. Poznańskie).

Skrzetuski = Wincenty Skrzetuski, „Prawo polityczne narodu polskiego” (t. II), Warszawa 1784 (drukarnia J.K.Mci i R.P. pijarów). https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/publication/13969/edition/12718

Starczenko = Natalia Starczenko, „Ukraińskie światy Rzeczypospolitej”, Kraków 2004 (Międzynarodowe Centrum Kultury).

Terlikowski = Adam Terlikowski, „Ograniczenia wolności zawierania małżeństw ludności chłopskiej…” (w:) „Prawo blisko człowieka: z dziejów prawa rodzinnego i spadkowego”, red. M. Mikuła, Kraków 2008 (Wyd. UJ).

Wyczański 1960 = Andrzej Wyczański, „Studia nad folwarkiem szlacheckim w Polsce w latach 1500-1580”, Warszawa 1960 (PWN).

Wyczański 1978 = Andrzej Wyczański, „Czy chłopu było źle w Polsce XVI wieku?”, Kwartalnik Historyczny LXXXV – 3/1978.

Start the discussion

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *